Wydarzenia czerwca 1976
Pogarszająca się sytuacja ekonomiczna w Polsce zmusiła władze komunistyczne do wprowadzenia podwyżek cen. W czwartek 24 VI 1976 r. w Sejmie z przemówieniem wystąpił premier Jaroszewicz. Oficjalnie zgłaszał on społeczeństwu „pod konsultację” projekt podwyżki cen, w rzeczywistości informował je o fakcie, który w praktyce już nastąpił. Podwyżka miała wejść w życie od poniedziałku 28 czerwca, a zatem „na konsultacje” i wyciągnięcie z nich ewentualnych wniosków pozostawały dwa dni. Dyskusja miała być wyłącznie pozorna.
W porównaniu z podwyżką cen z grudnia 1970 r., która była bezpośrednią przyczyną robotniczych protestów, „projekt” Jaroszewicza szedł znacznie dalej. Tak na przykład „najbardziej strategiczny artykuł w PRL” mięso i jego
przetwory, które w 1970 r. drożały przeciętnie o 17,6%, teraz miały być droższe o 69%. Cena drobiu miała wzrosnąć o 30%, masła i nabiału o 50%, a cukru nawet o 100%. Były to podwyżki bardzo znaczne i – jak głoszono oficjalnie – przynajmniej dla ich częściowego zrównoważenia przewidywano rekompensaty pieniężne. Tu jednak władze zaprezentowały niebywałą arogancję lub po prostu polityczną głupotę, albowiem społeczeństwu od lat przyzwyczajonemu do zasad sprawiedliwości społecznej zaoferowano skrajnie niesprawiedliwe rekompensaty procentowe. Ludzie najniżej uposażeni mieli otrzymać z tego tytułu miesięcznie po ok. 250 zł, natomiast najlepiej zarabiający nawet i ponad tysiąc złotych. Wszyscy dostrzegli, że biedni jeszcze bardziej mieli zbiednieć, najzamożniejsi zaś nierzadko nawet poprawić swoją i tak stosunkowo dobrą sytuację materialną. Wiele wskazuje na to, że właśnie te skrajnie niesprawiedliwe rekompensaty w sposób decydujący pchnęły robotników do protestów. Całą „operację cenową” odbierano jako przejaw kompletnego nieliczenia się z nastrojami i odczuciami społecznymi.
Władze komunistyczne od początku liczyły się z masowymi wystąpieniami ludności, niezadowolonej z drakońskich podwyżek cen, o czym może świadczyć wczesne powołanie sztabu ćwiczeń. Rozpoczęto tworzenie w komendach wojewódzkich MO specjalnych grup śledczych, których zadaniem była inwigilacja potencjalnych inspiratorów wystąpień. Wprowadzono tryb przyspieszony w postępowaniu przed sądami i kolegiami ds. wykroczeń, przygotowano wolne miejsca w aresztach. 23 czerwca 1976, w przeddzień wystąpienia Jaroszewicza podniesiono gotowość bojową jednostek podległych MSW.
Rankiem 25 VI 1976 r. rozpoczął się strajk na wydziale P-6 Zakładów Metalowych im. gen. Waltera w Radomiu. Liczba demonstrantów szybko się powiększała, gdyż dołączyli do nich pracownicy z innych zakładów. Domagano się rozmowy z I sekretarzem KW Januszem Prokopiakiem, który jednak nie chciał się zgodzić na rozmowę z tłumem proponując w zamian przyjęcie pracowniczej delegacji. Atmosfera stawała się więc coraz bardziej napięta. W tej sytuacji około godziny 12.00 część manifestantów wkroczyła do budynku KW, gdzie odnaleziono Prokopiaka, który o 12.30 przez okno przemówił wreszcie do zebranych obiecując przekazanie żądania cofnięcia podwyżek cen do Warszawy. Tymczasem do budynku, już w sposób praktycznie niekontrolowany, wchodziło coraz więcej osób. Wkrótce rozpoczęło się plądrowanie gmachu KW. Jedna z grup dotarła do bufetu, gdzie natrafiła na zgromadzone puszki z szynką i wędliny, jakich od dawna nikt w mieście nie widział. Demolowanie budynku nasiliło się.
Po godzinie 14.00 od strony lotniska nadciągnęły zwarte oddziały ZOMO wyposażone w armatki wodne i wyrzutniki granatów łzawiących. Rozpoczął się atak milicji na 30 – 40.000 tłum zgromadzony wokół gmachu KW. Około 14.30 ewakuowany uprzednio budynek stanął w płomieniach. Na ulicach rozgorzała gwałtowna walka. Pododdziały ZOMO za pomocą długich pałek, wystrzeliwanych z wyrzutników granatów łzawiących i armatek wodnych dążyły do rozproszenia zgromadzenia. Ze swej strony demonstranci obrzucali szarżujących milicjantów kamieniami, wznosili na ulicach barykady 1 obrzucili gmach Komendy Wojewódzkiej MO butelkami z płynami zapalającymi.
Siły ZOMO wieczorem opanowały już sytuację na ulicach miasta i rozpoczęło się regularne polowanie na ludzi. Zatrzymywano wedle uznania funkcjonariuszy niemal wszystkie pojawiające się na ulicy osoby, aby wychwycić „ludzi o brudnych rękach”, co miało być dowodem ich udziału w starciach ulicznych. Zatrzymane przez ZOMO osoby były przeważnie (prawie zawsze) bite pałkami – przepędzano je przez osławione „ścieżki zdrowia”. Sporadyczne starcia w Radomiu trwały prawie do północy. Nad miastem krążyły helikoptery, a po ulicach zwarte grupy ZOMO, które wychwytywały nierzadko zupełnie przypadkowe, nie mające nic wspólnego z manifestacją osoby.
Wedle danych MSW w czasie kilkunastogodzinnych zajść ulicznych zginęły dwie osoby, rannych zostało 75 funkcjonariuszy MO i co najmniej 121 cywilów. Ta ostatnia liczba najprawdopodobniej jest znacznie zaniżona i z pewnością nie obejmuje osób pobitych – niekiedy bardzo brutalnie – przez funkcjonariuszy MO. Bezpośrednie straty materialne sięgnęły 30 mil. zł.
Równocześnie z opisanymi wydarzeniami w Radomiu miał miejsce robotniczy protest w Ursusie, na przedmieściach Warszawy. Robotnicy zaczęli gromadzić się wkoło torów kolejowych. Na dalszą radykalizację nastrojów niewątpliwie wpłynęła informacja mówiąca o przerwaniu łączności pomiędzy Ursusem a resztą kraju. W tej sytuacji, żeby zwrócić uwagę na swój protest, zrodził się pomysł, aby wyjść na pobliskie tory i zablokować połączenia kolejowe Warszawa-Łódź i Warszawa-Poznań. Było gorąco i wielu manifestantów porozkładało się na torach, by się opalać, tworząc jednak zarazem żywą zaporę. Zdaniem wielu obserwatorów wytworzyła się atmosfera pikniku. Podjęto także próby wznoszenia na torach barykad z drewnianych zapór przeciwśnieżnych oraz przyczep. Wszystkie działania strajkujących były filmowane ze śmigłowców przez funkcjonariuszy SB.
W Ursusie milicja bardzo długo nie interweniowała. Pacyfikacja „Ursusa” rozpoczęła się dopiero około godziny 21.00, gdy wielu demonstrantów powróciła już do domów. ZOMO używając petard i granatów łzawiących zaatakowały zgromadzonych na torach. Wywiązała się krótka, gwałtowna, acz nierówna walka, w której demonstranci posługiwali się przede wszystkim kamieniami. Część robotników usiłowała umknąć na teren fabryki, inni próbowali kryć się w wagonach zatrzymanych pociągów. Mniej więcej po godzinie funkcjonariusze ZOMO opanowali sytuację, choć „przywracanie porządku” (przebiegające podobnie jak w Radomiu) na ulicach trwało do późnych godzin nocnych. Tak samo jak w Radomiu rozpoczęła się łapanka na ulicy. Wedle danych MSW bezpośrednie straty materialne przekroczyły w Ursusie 8 min zł. Te same źródła podają, iż w czasie akcji „przywracania porządku” obrażeń doznało 15 funkcjonariuszy MO oraz jeden uczestnik demonstracji.
Zamieszki trwały również w Płocku. Niemniej tutejsze starcia przybrały nieporównywalnie łagodniejszy charakter niż w Ursusie, a zwłaszcza Radomiu i według danych MSW nikt ani z demonstrantów, ani z milicjantów nie odniósł tam obrażeń, a straty materialne miały wynieść „zaledwie” 70 tys. zł.
Warto podkreślić, że dane fragmentaryczne wspominają również o strajkach w Elblągu, Gdańsku, Grudziądzu, Poznaniu, Pruszczu Gdańskim, Radomsku, Starachowicach, Szczecinie i Wrocławiu.
Około godziny 20.00 robotnicy wysłuchali telewizyjnego przemówienia Jaroszewicza, który – rzecz jasna nie przyznając się do tego – w wyniku robotniczych protestów odwoływał podwyżkę cen „zaproponowaną” poprzedniego dnia pod konsultację społeczną.
Wycofanie się z podwyżki było jednak poważną porażką polityczną Gierka i jego ekipy, a szczególnie premiera Jaroszewicza. Władze zaczęły organizować w całym kraju wiece, na których potępiano protestantów z Radomia i Ursusa nazywając ich „warchołami” i „wichrzycielami”. Spędzano na nie przede wszystkim urzędników, strasząc ich sprawdzaniem list obecności i jakimiś bliżej nieokreślonymi szykanami.