Stosunki polsko-czechosłowackie 1918-1938
Próba zbliżenia polsko-czechosłowackiego
Stosunki między Polską a Czechosłowacją w okresie polokareńskim nie uległy zacieśnieniu, pomimo że oba państwa stanęły w obliczu wzrostu zagrożenia rewizjonizmem niemieckim. W Pradze nadal hołdowano złudzeniu, że ewentualna ekspansja Niemiec ominie Czechosłowację. Natomiast w Warszawie bardziej realnie oceniano nowy układ sił, dostrzegając wzrost zagrożenia ze strony Niemiec. MSZ aczkolwiek chętnie widziałoby zbliżenie z Czechosłowacją, to jednak stwierdzało istnienie przeszkód na tej drodze[12].
Polska rościła pretensje do okręgu Karwiny protestowała przeciwko brakowi równouprawnienia polskiej mniejszości narodowej na Śląsku Cieszyńskim. Prawdziwa jednak trudność leżała we wzajemnej niechęci obu rządów. Warszawa a zwłaszcza Piłsudski, uznawała państwo czechosłowackie za twór niespójny, zagrożony rozpadem. Praga natomiast uznawała sytuację wewnętrzną w Polsce za niestabilną[13]. Jej minister spraw zagranicznych Edward Benesz był zwolennikiem utrzymania dystansu wobec Polski, aby nie dać się wciągnąć w sytuację grożącą udziałem w konfliktach politycznych, a nawet zbrojnych. Benesz hołdował programowi konfederacji naddunajskiej, która miałaby na względzie zacieśnienie współpracy gospodarczej państw położonych wzdłuż Dunaju. Był to program konkurencyjny w stosunku do koncepcji integracyjnych Polski, jak np. idea Międzymorza.
Mimo istniejących między oba państwami animozji i rywalizujących aspiracji do przewodzenia procesom (a raczej programom) integracyjnym w Europie Środkowej, istniał obiektywnie i ponad tym problem sojuszu politycznego i wojskowego podyktowany zagrożeniem ze strony Niemiec. Charakterystyczne przy tym było, że potrzebę współdziałania lepiej rozumieli wojskowi obu krajów niż politycy w Pradze i w Warszawie.
Pokojowe dążenia i gotowość do kompromisu w stosunkach z Czechosłowacją doszły najsilniej do głosu za ministra spraw zagranicznych Skirmunta, który objął to stanowisko 11 czerwca 1921 r. Dokonał on próby przejścia do porządku dziennego nad dotychczasową przeszłością, nad konfliktami i zatargami, zadzierzgnął z południowym sąsiadem więzy przyjaźni, przyjmując za podstawę zaistniałe latem 1920 r. status quo[14].
Na uwagę zasługuje przede wszystkim umowa polityczna pomiędzy Polską a Czechosłowacją, podpisana dnia 6 listopada 1921 roku w Pradze przez ministrów spraw zagranicznych obu krajów, Konstantego Skirmunta i Edwarda Benesza. Stanowiła ona bowiem jedną z ciekawszych prób zbliżenia pomiędzy Pragą a Warszawą w okresie dwudziestolecia. Będąc jedyną umową o charakterze ściśle politycznym, pakt z 6 listopada był niewątpliwie poważnym wysiłkiem zmierzającym do przełamania obopólnych niechęci i podejrzeń, nagromadzonych od czasu Konferencji Pokojowej. Ze strony polskiej szczególnie układ praski oznaczał przyjęcie nowej linii politycznej w stosunku do Czechosłowacji oraz chęć przejścia do porządku dziennego nad konfliktem cieszyńskim. Układ podpisany został zaledwie w półtora roku po decyzji Rady Ambasadorów, dotyczącej Śląska Cieszyńskiego, o której Paderewski wyraził się, że „wykopała przepaść pomiędzy obu narodami”, a tylko parę miesięcy po zawarciu pokoju w Rydze, który Czechosłowacja przyjęła ze źle ukrywaną niechęcią i podejrzliwością. Nic więc dziwnego, że układ podpisany przez Benesza i Skirmunta stał się pewnego rodzaju sensacją polityczną w Europie. Francja przyjęła go z entuzjazmem, jako oznakę zbliżenia pomiędzy swymi sojusznikami w środkowej Europie. Komentarze czechosłowackie podkreślały znaczenie nowego kursu, mającego na celu unormowanie stosunków w regionie środkowo-wschodnim. W Polsce powitano pakt nieufnie, a lewica z PPS na czele zajęła stanowisko wręcz krytyczne[15]. Układ praski był w dużej części dziełem dwóch ludzi — Konstantego Skirmunta i Erazma Piltza, który już od dawna występował, jako rzecznik pojednania polsko-czeskiego.
Pierwszym krokiem nowego ministra spraw zagranicznych był telegram wystosowany do Benesza, stwierdzający życzliwy stosunek Warszawy do Pragi[16]. To samo potwierdził w oświadczeniach publicznych. Benesz nie pozostał dłużny, oświadczając, że stosunki z Polską tak się poprawiły, iż również rzeczą Czechosłowacji jest popierać ich rozwój.
Jednakże konkretne rokowania w sprawie sojuszu, które niezwłocznie podjął Piltz, nie były łatwe. Rząd polski poprzez zbliżenie z Czechosłowacją pragnął uzyskać łatwiejszą łączność z Zachodem i wzmocnić swe stanowisko wobec Rosji Sowieckiej, pozbawić Ukraińców galicyjskich pomocy płynącej z Czechosłowacji w zamian, za co strona polska zobowiązałaby się zaprzestać popierania słowackich dążeń niepodległościowych. Rząd czechosłowacki natomiast interesował się głównie umową gospodarczą i tranzytową z Polską, pragnąc ułatwić sobie drogę eksportu do Rosji. Dlatego Benesz opowiadał się za zawarciem najpierw układu gospodarczego, a dopiero potem politycznego, obstając mocno przy klauzuli o arbitrażu. Piltz bronił zasady równoczesnego przygotowania obydwóch umów. Nastawał również, aby Czechosłowacja dokonała gestu wobec Polski, zgadzając się na odstąpienie jej doliny Jaworzyny w Tatrach w zamian za poprawkę graniczną w innym miejscu[17]. Benesz nie chciał zgodzić się na podjęcie żadnych zobowiązań, a tylko zaaprobował pozostawienie furtki w postaci sformułowania, iż obydwa rządy postarają się rozwiązać kwestię Jaworzyny na drodze bezpośredniego porozumienia.
Niemniej jednak, głównie na skutek ustępstw strony polskiej, rokowania posunęły się naprzód. Pierwsza, zgodnie z czeskim punktem widzenia, została podpisana 20 października konwencja handlowa, wyposażona w klauzulę najwyższego uprzywilejowania, a 6 listopada 1921 r. Skirmunt i Benesz złożyli w Pradze podpisy pod umową polityczną[18].
Umowa mówiła m.in. o wzajemnych gwarancjach terytorialnych i uznaniu traktatów zawartych przez każdą ze stron, zapewniała o zachowaniu życzliwej neutralności, włącznie z umożliwieniem tranzytu materiałów wojennych, w wypadku, gdyby jedna ze stron stała się przedmiotem ataku, zawierała zobowiązanie niepopierania wrogich wobec drugiej strony ruchów i organizacji. W oddzielnym aneksie była mowa o powołaniu specjalnej, mieszanej delegacji do uregulowania stosunków na byłym obszarze plebiscytowym oraz znalazło się zobowiązanie przyjaznego porozumienia w kwestii Jaworzyny w ciągu 6 miesięcy. Wreszcie protokół tajny zawierał m.in. obietnicę pomocy dyplomacji czechosłowackiej dla Polski w sprawie Galicji Wschodniej oraz zobowiązanie wystrzegania się wszystkiego, co mogłoby przynieść szkodę granicom ustanowionym w traktacie ryskim, a równocześnie — obietnicę Polski niepopierania prób restauracji Habsburgów[19].
Układ z 6 listopada mógł zapoczątkować nowy okres w stosunkach polsko-czechosłowackich, zawierał bowiem zobowiązanie daleko idącej współpracy politycznej zarówno na płaszczyźnie bilateralnej, jak i w aspekcie międzynarodowym. Usuwał większość nagromadzonych kwestii spornych, które dotychczas uniemożliwiały zbliżenie pomiędzy obydwoma krajami. Stać się, więc mógł doskonałą podstawą do dalszego zacieśnienia i rozwijania wzajemnych stosunków politycznych i gospodarczych w duchu przyjaznego zrozumienia i wzajemnych korzyści.
Jednakże twórcy umowy ze strony polskiej, Skirmunt i Piltz nie zdołali uzyskać w umowie chociażby jednego bardziej widocznego ustępstwa strony czechosłowackiej, które mogłoby zostać uznane jako gest pojednania. Najbardziej nadawała się do tego sprawa Jaworzyny. Podpisując układ, Skirmunt nie wziął w stopniu dostatecznym pod uwagę tego wielkiego ładunku rozgoryczenia i niechęci, który się nagromadził w Polsce w ciągu poprzednich lat wobec południowego sąsiada[20].
Ratyfikacja umowy polsko-czechosłowackiej natrafiła w sejmie, pod wpływem opinii publicznej, na duże trudności. Mimo że dyplomacja francuska działała w tym kierunku, mimo iż koła wojskowe po jednej i po drugiej stronie opowiadały się za niezbędnością umowy politycznej, która by utorowała drogę sojuszowi wojskowemu Skirmunt nie był w stanie doprowadzić swego dzieła do końca.
Podpisanie, lecz nieratyfikowanie i niewejście w życie układu z Czechosłowacją jest wymownym przykładem, jakie były granice możliwości dyplomacji polskiej. Mogła ona, jako organ rządowy, działać tylko w określonych ramach, uwzględniając nastroje społeczeństwa i stosunek sejmu. Próba przekroczenia tych ram zemściła się na niej dotkliwie. Sprawa układu z 6 listopada jest jednocześnie dowodem i na to, jak dyplomaci polscy nadmiernie ulegali manewrom i naciskom zręcznych negocjatorów czeskich, którzy wykorzystując swą dogodną pozycję, postanowili osiągnąć maksimum korzyści za cenę minimalnych ustępstw. W ostatecznym jednak rezultacie, na skutek przeciągnięcia struny, doszło do przekreślenia całej tej misternej roboty[21].