Z dziejów rybnickiego AK
W Rybnickim Inspektoracie AK początek roku 1944 zaczął się od nieudanej akcji unieruchomienia kolejki linowej pomiędzy kopalniami „Anna” i „Emma”. 31 stycznia 1944 roku jednostki plutonu Pszów dokonały akcji sabotażowej polegającej na nacięciu liny nośnej kolejki transportującej urobek. Niestety, Niemcy szybko wykryli uszkodzenie i linę wymieniono.
![Z dziejów rybnickiego AK](https://cdn2.nowiny.pl/im/v1/news-900-widen/2025/02/14/237912_1739521786_93309900.webp)
Walka w strukturach organizacji
Na początku lutego aresztowano inspektora Władysława Kuboszka. Na jego miejsce komendant Okręgu Śląskiego ppłk. Zygmunt Janke ps. „Walter” powołał dotychczasowego zastępcę inspektora – Pawła Cierpioła ps. „Makopol”, który od kilkunastu tygodni przebywał poza strukturami organizacji, zawieszony przez Kuboszka i oskarżany o zdradę. Cierpioł zabrał się energicznie do pracy, w tym do wymiany kadr na ludzi, do których miał pełne zaufanie. Prawdopodobnie w tym czasie stanowisko szefa wywiadu Inspektoratu utracił Wiktor Trybuś ps. „Witalis” oraz Bogdan Wyrobek – szef wydziału łączności. Dążąc do ich fizycznego wyeliminowania, Cierpioł oskarżył ich o zdradę i zażądał wymierzenia jedynej istniejącej za zdradę kary czyli śmierci. Sprawa trafiła do Wojskowego Sądu Specjalnego, któremu przewodniczył Jan Kowalski ps. „Nurt”. Odbyły się w tej sprawie dwie rozprawy. Jedna z nich odbyła się w Połomii w zabudowaniach gospodarza Karola Krzyżoka. W tej sprawie dwukrotnie przebywał tam komendant Okręgu ppłk Zygmunt Janke ps. „Walter”. Jednakże wobec wątpliwości co do dowodów, sprawę umorzono. W postępowaniach przed Wojskowymi Sądami Specjalnymi ZWZ/AK obowiązywała zasada przegłosowania orzeczeń większością głosów, jednakże w Okręgu Śląskim AK przyjęto wymóg jednomyślności przy orzekaniu. Wyrok podlegał ponadto zatwierdzeniu przez komendanta Okręgu, a następnie właściwy terytorialnie inspektor zlecał jego wykonanie grupie specjalnej.
Kilka tygodni po rozprawie Trybuś został ostrzelany przez Niemców i poważnie ranny. Zdarzenie przypisywał inspektorowi Cierpiołowi, który wezwał go w tym czasie na spotkanie.
Pod koniec marca pluton AK z Pszowa pod dowództwem Nawrata dokonał udanej akcji wysadzenia słupa wysokiego napięcia elektrycznego, doprowadzającego prąd do kopalni „Anna” w Pszowie.
18 maja alianci, po ponad czterech miesiącach walk, zdobyli Monte Cassino, nad którym umieszczono biało-czerwoną flagę. Stało się to po rozpoczętym 12 maja natarciu sił polskich pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Niemcy opuścili obronną linię Gustawa otwierając sprzymierzonym drogę na Rzym.
6 czerwca 1944 r. wojska alianckie dokonały desantu na plażach w Normandii otwierając długo oczekiwany front zachodni. W odpowiedzi Niemcy wzmogli bezwzględny terror na całym opanowanym przez nich terytorium, w celu wyeliminowania zagrażających im na zapleczu sił.
10 czerwca w Mszanie na skrzyżowaniu dróg Połomia – Jastrzębie-Zdrój doszło do wymiany ognia pomiędzy żołnierzami AK i patrolem niemieckim.
W walce zginął mający zaledwie 21 lat Zbyszko Pawelec – chorąży AK, syn Alojzego, budowniczego i dyrektora szpitala przeciwgruźliczego na Wilchwach, wicemarszałka Senatu RP do wybuchu wojny.
12 czerwca 44 roku w KL Auschwitz zamordowano inspektora Władysława Kuboszka i kapelana Józefa Kanię.
Rowerem na zbiórkę
Górnoślązacy, którzy ukończyli osiemnaście lat, byli masowo wcielani do niemieckiego wojska. Niektórzy decydowali się na niepodejmowanie służby, inni dezerterowali w czasie urlopów lub rekonwalescencji po odniesionych ranach.
Wszyscy wymagali zakwaterowania, ubrań i żywności.
Od 1 czerwca 1944 dowództwo KEDYW w Inspektoracie objął ppor. Wilhelm Pluta, ps. „Pion”, cichociemny, przerzucony w okolice Sulejowa w nocy z 19 na 20 marca. Został później odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari. W tym czasie z funkcji dowódcy grupy dywersyjno-sabotażowej, działającej w rejonie wodzisławskiego II batalionu AK zrezygnował ppor. Franciszek Wojtek ps. „Franek” z Gołkowic. Dowódcą dwóch plutonów operujących jako dywersja w rejonie Rybnika i Żor pozostał nadal ppor. Antoni Staier. ps. „Feliks”.
Dowództwo grupy po Franciszku Wojtku przejął st. sierż. Paweł Górecki ps. „Hanys”. Podzielił on oddział na dwie drużyny mniej więcej 10-osobowe. Wodzisławską, kwaterującą przeważnie w Marklowicach, dowodził osobiście, zaś drugą grupą, działającą na terenie Świerklan, Gogołowej i okolic, dowodził jego zastępca Sylwester Michalik ps. „Gustlik”. Oddziały te były dobrze zaopatrzone w niezbędną broń i granaty. Członkowie tych grup rekrutowali się spośród mieszkańców okolicznych wiosek. Poruszali się na rowerach, a zbiórki organizowano w tych godzinach, kiedy setki pracowników, przede wszystkim górników, dojeżdżało rowerami do pracy. Mogli więc się ukryć dosyć łatwo między nimi. Po przeprowadzeniu akcji kwaterowali u gospodarzy w okolicach Karwiny.
27 czerwca 1944 roku podjęto decyzję o dokonaniu w Jastrzębiu przeglądu grup dywersyjno-sabotażowych po reorganizacji oraz jednego plutonu oddziału partyzanckiego „Wędrowiec” z Brennej. Spodziewano się wizytacji komendanta Okręgu ppłk. Zygmunta Janke ps. ”Walter”. W siedzibie Inspektoratu w bunkrze w Jastrzębiu Dolnym zapanował wzmożony ruch konspiratorów czyniących przygotowania do inspekcji
Schronienie w bunkrze
Bunkier u Kaniów zbudowano na rozkaz ówczesnego inspektora W. Kuboszka na przełomie 1940 i 1941 roku. Przechowywano tam broń i archiwum Inspektoratu. Bunkier mógł pomieścić jednocześnie 15 osób i tyle też dostarczano żywności. Gospodarstwo leżało na uboczu z dala od dróg, z dobrą widocznością na całą okolicę. Obok była niewielka dolina porośnięta zaroślami. Miejsce idealnie nadawało się do udzielenia schronienia uciekinierom przed gestapo i członkom grup dywersyjnych po wykonaniu akcji. Wejście do bunkra zamaskowano w stodole. Niemcy usilnie starali się uzyskać wiedzę o położeniu bunkra, lecz nadaremnie. Jak później opisywała Elżbieta Kania, 27 czerwca rano wydała do bunkra 11śniadań dla zakwaterowanych. Po śniadaniu kilka osób opuściło bunkier i na rowerach udało się w teren. W gospodarstwie „na widoku” pozostał Dominik Kania oraz dziewczyna z Dąbrowy Górniczej przyjęta do pracy w gospodarstwie. Była wtajemniczona w pracę konspiracyjną i zaprzysiężona. W godzinach rannych W. Kłapsia wraz z F. Wojtkiem udali się do Żor, gdzie mieli zakupić pistolet maszynowy. Po przybyciu na miejsce do restauracji Siemiakowskiego obaj wpadli w przygotowaną przez Niemców zasadzkę. Wojtek zginął na miejscu, a rannego Kłapsię ujęto. Poddany torturom zgodził się wskazać Niemcom miejsce pobytu konspiratorów.
Tymczasem w bunkrze i okolicy do godzin wieczornych był spokój. Dopiero około 20.00 od strony Jastrzębia polną drogą ciężarówkami nadjechali policjanci, żandarmi i gestapowcy z Rybnika, Żor i Wodzisławia w sile około 25 ludzi. Od strony Gogołowej przyprowadzono Kłapsię, który wskazał Niemcom gospodarstwo Kani oraz plany koncentracji oddziałów. Być może liczył na to, że zostanie odbity z rąk wroga. Konspiratorzy, widząc z daleka nadjeżdżających Niemców zaniechali pomysłu aby z nimi walczyć i wycofali się w zarośla, skąd sami niewidoczni, mogli obserwować poczynania wroga.
Był tam inspektor por. Paweł Cierpioł ps. „Makopol”, jego adiutant Franciszek Myśliwiec ps. „Tarzan”, dowódca zwiadu Paweł Górecki ps. „Hanys”, jego zastępca Sylweter Michalik ps. „Gustlik” oraz NN ps. „Bąk”. Dominik Kania nie uciekał. Oprawcy bili go na podwórku, ale mimo tortur nie zdradził nikogo ani niczego. W międzyczasie gestapowcy przystąpili do rewizji gospodarstwa. Znaleziono duże ilości broni myśliwskiej, pistoletów maszynowych, broni osobistej i amunicji. Odkryto też znaczne zapasy żywności. Propozycję odbicia Kani z rąk Niemców inspektor Cierpioł odrzucił, wskazując na znaczną dysproporcję sił oraz możliwe retorsje wobec ludności.
Partyzanci w niemieckim kotle
Tuż po 20.00 ze stacji kolejowej w Jastrzębiu-Zdroju do bunkra powracał Jan Spyra, który miał ubezpieczać przyjazd komendanta Z. Jankego ps. „Walter”, który jednak w tym dniu do Jastrzębia nie dojechał. Spyra wpadł na Niemców koło gospodarstwa Kani, lecz ostrzeliwując się zdołał zbiec, zabijając jednego żandarma i raniąc drugiego.
W czasie przeszukiwania gospodarstwa, około 22.15 żandarmi natknęli się na ukrytego członka sztabu. Doszło do wymiany ognia i postrzelony został w udo gestapowiec Soballa. Tuż przed północą do zabudowań obsadzonych przez Niemców podeszli od strony Połomii Teofil Wita ps. „Waligóra” oraz Szlachta ps. „Adaś”. Jechali z Raciborza, gdzie pobrali broń, którą ukryli przed dotarciem do bunkra. Wezwani przez Niemców do zatrzymania, porzucili rowery i ostrzeliwując się poprzez zboże wycofali się do lasu, skąd wyruszyli na kwaterę do Wodzisławia. Przy rowerach, w teczkach Niemcy znaleźli magazynki i naboje do pistoletów.
Wykorzystując powstałe chwilowo zamieszanie Cierpioł, Górecki i jeszcze jeden partyzant podczołgali się w pobliże zabudowań i ostrzelali całkowicie zaskoczonych Niemców silnym ogniem maszynowym. Umożliwiło to opuszczenie terenu obławy i dotarcie do Wodzisławia na kwaterę do Roberta Figury.
W trakcie rewizji, służąca w gospodarstwie dziewczyna zdołała spalić część akt konspiracyjnych. Rankiem następnego dnia połączone siły 16 żandarmów z Wodzisławia, 6 gestapowców i 3 funkcjonariuszy policji bezpieczeństwa bezskutecznie przeczesywały lasy w Jastrzębiu Dolnym w poszukiwaniu partyzantów. Dominik Kania został aresztowany i zginął w KL Gross Rosen. Jego żona Elżbieta i 13-letni syn Roman, ostrzeżeni o zagrożeniu ukryli się u sąsiadów a następnie u krewnych, gdzie doczekali końca wojny. Wawrzyniec Kłapsia został zamordowany 5 września 1944 roku. Gospodarstwo Kaniów zostało przekazane niemieckiej rodzinie. Uratowane archiwa i dokumenty Inspektoratu przeniesiono na nowe miejsce.
Obława w gospodarstwie Ździebłów
Sztab Inspektoratu korzystał z kwater u rodzin Ździebłów, Stenclów, Kocurów, Myśliwców oraz wielu innych. Jednakże już w lipcu następna kryjówka została wykryta przez Niemców, którzy wczesnym rankiem przeprowadzili obławę na gospodarstwo Ździebłów. W tym czasie przebywali tam Teofil Wita ps. „Waligóra” oraz adiutant inspektora Cierpioła – Józef Lupa ps. „Tomek”. Wita użył broni i ostrzeliwując się zdołał ujść i się bezpiecznie ukryć. Niestety Lupa został ujęty przez Niemców i ciężko pobity został zabrany do Rybnika na przesłuchanie.
W gospodarstwie była ukryta broń, a pod łóżkiem leżały dwa sztucery, dopiero co przyniesione po zarekwirowaniu leśnikom. Anna Ździebło ps. „Hela” ubrała długi szlafrok i po kolei przeniosła broń i utopiła ją w wychodku. Po jakimś czasie żandarm zaprowadził ją do stodoły i kazał przerzucać siano w poszukiwaniu człowieka. Pod sianem była wymurowana skrytka, w której ukryto amunicję. Żandarm po chwili stwierdził, że jest tam za mało miejsca do ukrycia człowieka i zakończył przerzucanie siana. Przeprowadzona przez Niemców rewizja nie doprowadziła do wykrycia ukrytej broni i żandarmi odjechali. Inspektor Cierpioł rozkazał natychmiast przenieść broń i zakopać w lesie. Zadanie to wykonał dowódca plutonu Jastrzębie Rafał Sitek ps. ”Michał''.
Latem 1944 jednostki dywersyjne inspektoratu otrzymały rozkaz do podejmowania akcji. Przeprowadzono ataki na urzędy gminne w m.in. w Jejkowicach, Chwałowicach, Boguszowicach, Czerwionce, Leszczynach i Roju. Zdobyto w ten sposób znaczne ilości kartek żywnoścowych. Zakupioną żywność przesyłano więźniom w obozie KL Auschwitz.
W Warszawie 1 sierpnia 44 roku Armia Krajowa podjęła otwartą walkę ze znienawidzonym okupantem. Dwa dni później pluton z Rybnika zaminował tor kolejowy z Rybnika do Żor, w odległości 2 km od Gotartowic. Zamierzano wysadzić transport wojenny jadący na wschód. W ostatniej chwili Niemcy na stacji w Rybniku zatrzymali eszelon i na trasę do Żor skierowano pociąg towarowy. Dywersanci szybko zareagowali i przystąpili do rozbrojenia ładunków. W tym czasie doszło do wybuchu. Na miejscu zginęli Konrad Holesza oraz Józef Klejnot. Wybuch uszkodził 100 metrów toru i spowodował wykolejenie pociągu towarowego.
Kolejne uderzenie na rodzinę Zdziebłów przyszło 13 sierpnia 1944 r. Aresztowano Annę, Florentynę i Katarzynę. Równocześnie zatrzymano Martę Maciończyk, Franciszka Myśliwca, Marię Błażejewską, Karola Kopytę i innych.
Niemcy polują na Mikołajca
13 sierpnia 1944 r. dokonano w Turzy obławy w celu ujęcia przedwojennego redaktora „Polski Zachodniej” Wilhelma Mikołajca. Jeszcze przed wojną został wpisany do „Sonderfahndungsbuch Polen” (Księgi gończej). Świadomy zagrożenia po wrześniu 1939 r. ukrywał się w Generalnej Guberni. Żonę z dziećmi wyrzucono z mieszkania więc wyjechała do swojego ojca Franciszka Fojcika, który mieszkał w Turzy. Mikołajec przyjechał tam zobaczyć chorą żonę. Zatrzymał się 12 sierpnia potajemnie w domu Józefa Oślizloka. Nocą przedostał się do domu teścia, stale obserwowanego przez konfidenta Grabca. Ten niezwłocznie powiadomił żandarmów z Wodzisławia, którzy rano wraz z gestapowcami otoczyli część Turzy, gdzie przebywał poszukiwany. Grabiec był podejrzewany nie tylko o spowodowanie obławy w Turzy Śląskiej, ale też o to, że to on stał za zasadzką na Kłapsię i Wojtka w Żorach. Ponadto zarzucano mu udział w aresztowaniu łączniczki z Czyżowic – Pawelcówny. Grabiec był jedną z niewielu osób, które miały wiedzę o miejscu przechowywania broni. Sprawę skierowano do rozpoznania przez Wojskowy Sąd Specjalny, który zawiesił postępowanie do zakończenia wojny.
Zagrożony Mikołajec wyskoczył przez okno i ukrył się w krzakach w ogrodzie. Gestapowcy po przeprowadzeniu rewizji w domu rozpoczęli przeszukiwanie ogrodu. Wtedy Mikołajec próbując ratować się ucieczką został śmiertelnie postrzelony. Zwłoki przewieziono na cmentarz w Jedłowniku i tam pochowano nie dopuszczając do udziału w pogrzebie ani żony, ani dzieci. Kilka tygodni później gestapowcy powrócili do Turzy i za udzielenie pomocy Mikołajcowi zastrzelili Józefa Oślizloka i jego sąsiadów: Leopolda Dudę, jego syna Karola oraz Rudolfa Paloca. Ich gospodarstwa zostały spalone a na zgliszczach zostały tablice z trupią czaszką i napisem „TOD VERRATER” (Śmierć zdrajcom).
Wypadek w Marklowicach
Masowe represje Niemców w tym czasie nie ominęły Wodzisławia. Dokonano licznych aresztowań i wiele członków ruchu oporu osadzono w KL Auschwitz.
Z katowni nie powróciły wywiezione wówczas Helena Krakówka i Jadwiga Skupień. Z początkiem października upadło powstanie warszawskie grzebiąc nadzieje na szybkie zakończenie szalejącego terroru.
Tragiczny finał miało zdarzenie z 10 listopada 1944 roku w Marklowicach. Teofil Wita postanowił dokonać przeszukania mieszkania marklowickiego Niemca – Gąsiora w celu zarekwirowania broni. W tym samym czasie broń postanowił zdobyć
młody dezerter z Wehrmachtu Kazimierz Szczęsny. Kiedy Wita przystąpił do przeszukania, nagle zobaczył człowieka w niemieckim mundurze wchodzącego do mieszkania. Pojawienie się umundurowanego żołnierza zszokowało Witę, który niezwłocznie wyjął broń i oddał strzały do wchodzącego. Zaskoczony Szczęsny odpowiedział ogniem. Skutki wymiany ognia były tragiczne. Szczęsny zginął na miejscu. Rannego Witę przewieziono furmanką ukrytego pod sianem do Wodzisławia, gdzie oddano go w ręce doktora Mendego.
Tragiczny rok dobiegał końca. Z dala słychać było grzmot sowieckich armat.
Na niebie coraz częściej pojawiały się samoloty z czerwoną gwiazdą. Niemcy przygotowywali się do obrony przed sowiecką ofensywą. Ustawiano baterie dział przeciwlotniczych na zachodnich wzgórzach miasta, kopano rowy przeciwko czołgom i umacniano gniazda karabinów maszynowych. Spadł śnieg. Panował kilkustopniowy mróz w nocy i w dzień. W piwnicach po cichu śpiewano po polsku „Bóg się rodzi,moc truchleje”.
Antoni P. Krzyżak
Zródła:
M. Brzost „Rybnicki Inspektorat Armii Krajowej” Wyd. „Śląsk” K-ce 1995, tam też zdjęcia
T. Miler „Ispektorat Cisu I Rybitwy. Działalność i struktury rybnickiego inspektoratu ZWZ/AK” publikacja internetowa 2003 r.
J. Niekrasz „Z dziejów AK na Śląsku” W-wa PAX 1985 r. Historycy.org
Zdjęcie legitymacji Pawła Cierpioła Przystanek historia