Jadł, pił, brał zaliczkę na dostawę węgla i znikał. Wielu dało się nabrać...
O "niebezpiecznym ptaszku", który za sprawą raciborskich śledczych skończył na uwięzi, pisały "Nowiny Raciborskie" dokładnie 116 lat temu (wydanie z 15 sierpnia 1901 roku).
Często czytamy i słyszymy o oszustach, którzy wymyślają coraz to nowsze sposoby na pozbawienie majątku swoich łatwowiernych ofiar. Działalność tego typu osobników nie świadczy o jakimś szczególnym upadku obyczajów, bo w gruncie rzeczy nie jest niczym nowym. Aby się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć do prasy wydawanej przed laty. Co prawda próżno szukać tam wzmianek o oszustwach "na wnuczka", ale można natrafić na inne "ciekawe" przykłady niecnego procederu. Przykładem może być działalność Antoniego Marka, na którego kłamstwa dało się nabrać przed 116 laty wielu mieszkańców naszego regionu.
Tani węgiel prosto z Katowic
Choć Antoni Marek miał 34 lata i cieszył się pełnią sił fizycznych i umysłowych, nie po drodze mu był z prawem i uczciwą pracą. Nie zmieniła tego nawet sześcioletnia kara więzienia, którą dopiero co odbył. Po wyjściu na wolność szybku wrócił do swego niecnego rzemiosła. - W końcu maja odwiedził oberzystę Pietruszkę z Grzegorzowic, przedstawił się za podróżującego kupca węgli Silbersteina z Katowic, najadł i napił się za 2 marki, pożyczył jeszcze 2 marki i już się nie pokazał - czytamy w "Nowinach Raciborskich" z 15 sierpnia 1901 roku.
Następnie łotrzyk skierował swe kroki do Rudy, gdzie wyłudził 8 marek od oberżysty Czecha oraz 3 marki od jego żony. Oszukał również gospodarza Stanka, przyjmując 3 marki zaliczki na dostawę węgla. - Tak Stanek jak i kilku innych obywateli oberzystów itd. nie oglądało ani węgli, ani pieniędzy, które oszust od nich wyłudził. Był też u gospodarza Brosy w Adamowicach, Salwiczka i Strzybnego w Dziegrzogwicach, Gawlika w Turzu - informowały dawne NowinyRaciborskie.
Śledztwo i kara
Wszędzie, gdzie się pojawił, wyłudzał zaliczkę na zakup węgla, po czym ulatniał się, nie dostarczając towaru. Sprawą zajęli się śledczy, którzy przesłuchali prawdziwego kupca Silbersteina z Katowic. Ten zeznał, że jakiś czas temu zjawił się u niego niejaki Marek i wypytywał o ceny węgla.
Fałszywy Silberstein nie wiedział, że z każdym kolejnym oszustwem pętla pościgu zaciska się coraz bardziej. W końcu oszust wpadł w ręce stróży prawa i został doprowadzony do Izby Karnej w Raciborzu. Sąd skazał go na karę 4 lat i 2 tygodni cuchthauzu (domu poprawy). Ponadto został zobowiązany do zapłacenia 1650 marek grzywny, pod rygorem dalszych 110 dni kary. Sąd podkreślił, że 34-latek oszust to "bardzo niebezpieczny, przytem przebiegły oszust, nie zasługujący na żadne względy".
W tym miejscu nie pozostaje nam nic innego, jak życzyć naszym współczesnym Czytelnikom, aby ich drogi nigdy nie skrzyżowały się ze ścieżkami obranymi przez osobników pokroju anty-bohatera niniejszego artykułu. Ostrożności nigdy za wiele - pamiętajmy o tym, gdy w słuchawce głosu usłyszymy, że policjant/wnuczek/adwokat prosi o pieniądze, które mają pomóc naszemu krewnemu...
Wojtek Żołneczko
Zdjęcie pogladowe, fot. Village Tavern, John Lewis Krimmel