Wspomnienie o Leszku Kowalczyku
Wieczorem 21 września 1998 roku w Zabrzańskiej Klinice Kardiochirurgii zmarł Leszek Kowalczyk.
Był jednym z twórców budujących od podstaw redakcję miejskiej gazety. Był młody, należał do ludzi, którzy na pierwszy rzut oka budzą sympatię i zaufanie. Zawsze uśmiechnięty, do napotkanych w życiu ludzi odnosił się jak do starych przyjaciół. „Pracę dziennikarską zawsze traktował z pełną odpowiedzialnością” - pisał o Leszku redakcyjny kolega Stanisław Woźnica. Nie zdarzyło mu się zaatakować kogoś bezpodstawnie, skrzywdzić oskarżeniem bez dogłębnego sprawdzenia faktów. Interesowały go wszystkie obszary publicystyki. Najwięcej czasu poświęcał tematyce sportowej, gdyż w redakcji odpowiadał za kolumny przeznaczone tej tematyce – wspominał.
Ci, którzy znali Leszka Kowalczyka wiedzieli, że dziennikarstwo to nie jedyna działka, w której się realizował. Był świetnym i na pewno jednym z najlepszych animatorów kultury. W ogromnej mierze dzięki niemu imprezy organizowane na wodzisławskim Rynku miały tak wielką rangę i przyciągały tysiące ludzi z całego regionu. Wydarzenia, których był współtwórcą na stałe wpisały się w krajobraz Wodzisławia, były to: „Bieg Uliczny Serwisu Wodzisławskiego”, „Pożegnanie lata”, charytatywne bale prezydenckie i inne.
Pierwszy raz Leszek zasłabł w 1997 roku, podczas jednego z festynów. Diagnoza wykazała, że przyczyną jest ciężka choroba serca wymagająca natychmiastowej operacji. Miesiąc po wyjściu z kliniki dziennikarz wrócił do pracy z charakterystycznym dla siebie tempem. Rok później w sierpniu ponowne badania w zabrzańskiej klinice wykazały, że życie Leszka może uratować jedynie szybka transplantacja serca, niestety jak wiadomo w polskich realiach na taki dar trzeba czekać wiele miesięcy. Leszek miał tego świadomość. Dlatego na wypadek niedoczekania nowego serca wskazał miejsce, w którym chciałby spocząć – grób swego kilkumiesięcznego synka, który zmarł osiemnaście lat temu. „On już tam za długo jest sam” – powiedział do mnie miesiąc przed śmiercią – wspomina Stanisław Woźnica.
Max