Niemieckie lekcje picia, wypadek automobilu oraz rychły koniec świata [107 lat temu w Nowinach]
Polacy piją, bo liznęli kultury niemieckiej. W okolicach Rybnika doszło do wypadku. A już za kilka miesięcy ludzkość może wyginąć (przez uduszenie lub silne podniecenie). O tym wszystkim można było przeczytać w "Nowinach Raciborskich" dokładnie 107 lat temu.
Pierwszostronnicowy artykuł "Nowin Raciborskich" z 18 grudnia 1909 roku traktował o badaniach sytuacji na Górnym Śląsku, które na zlecenie rządu niemieckiego przeprowadził prof. Bernhard z Uniwersytetu w Berlinie. Redakcja "Nowin..." energicznie protestowała przeciw zarzutowi berlińskiego uczonego, jakoby lud górnośląski znajdował się "w prawie przedpotopowym stanie" oraz że był "opanowany przez alkohol i zdecydowany na wszystko".
Polacy piją, bo... Niemcy piją?
- Lud polski ani w przybliżeniu tyle kuflów piwa nie wychyla, co lud niemiecki - pisała redakcja "Nowin Raciborskich", podkreślając, że jeśli od tej wstrzemięźliwości zdarzają się wyjątki, to są one powodowane stycznością z kulturą niemiecką oraz brakiem prawdziwej oświaty.
Jednocześnie prof. Bernhard negatywnie odniósł się do polityki germanizacyjnej rządu. Co ciekawe, uważał te działania za szkodliwe ze względów ekonomicznych. Profesor podnosił, że chłop polski nauczony dodatkowo niemieckiego, będzie po prostu większą konkurencją dla chłopa niemieckiego, który mówi tylko po niemiecku.
Wypadek automobilu
W rubryce "Z blizka i z daleka" czytamy o wypadku drogowym, do którego doszło w okolicach Rybnika. Od strony Żor jechał w kierunku Świerklan automobil. Z przeciwnej strony nadjeżdżała furmanka chałupnika, niejakiego Badury. Turkot silnika samochodowego niepokoił konia, dlatego też mężczyzna zszedł z wozu i prowadził konia.
- Gdy automobil pomału przejeżdżał obok wozu, koń się nagle przestraszył, wyrwał się, przyczem rzucił owego chałupnika pod koła automobilu, który, nim zdołano zatrzymać samochód, przejechał nieszczęśliwego - napisano w "Nowinach..." 107 lat temu. Kierowca automobilu zabrał rannego do szpitala w Żorach. Poszkodowany doznał złamania obu nóg, żeber oraz urazu głowy. Szczęście w nieszczęściu, że przeżył.
Ciekawe, że pomimo upływu tylu dziesiątków lat, kolejne pokolenia Czytelników "Nowin Raciborskich" (obecnie również portalu Nowiny.pl) z równie wielkim zainteresowaniem czytają i komentują te wypadkowe wieści. Pewne rzeczy po prostu się nie zmieniają.
Kontynuując lekturę rubryki "Z blizka i z daleka" dowiadujemy się o pożarze w Wodzisławiu, gdzie ze szczętem spaliły się cztery wypełnione ziarnem stodoły oraz o podwyżce dla urzędników, którą jednogłośnie przyjęli radni sejmiku dla powiatu raciborskiego.
Koniec świata jest blisko!
Przeglądając dzisiejsze portale informacyjne prędzej czy później natkniemy się na jakąś informację o końcu świata, który nadejdzie za "x" lat, gdy stanie się "y". Większość Czytelników nie przywiązuje do tych rewelacji większej wagi, ale wielu chętnie czyta te wiadomości, traktując je jako ciekawostkę. Na artykuł podobnej treści natrafiamy w "Nowinach Raciborskich" sprzed 107 lat. Wówczas wiadomo było kiedy dokładnie koniec świata (może) nastąpić!
Nadejście końca świata wiązano z kometą Halleya, która - wedle obserwacji astronoma Karola Plammariona - w ciągu 76 dni zbliżyła się do Ziemi o 186 milionów mil angielskich. - Dnia 18 maja głowa komety może znaleźć się w niebezpiecznie blizkiem sąsiedztwie ziemi, bo tylko w promieniu 16 milionów angielskich mil - informowała redakcja "Nowin Raciborskich".
Wówczas to atmosfera ziemi miała połączyć się z wodorem ogona komety, co miało doprowadzić do śmierci wszystkich ludzi - przez uduszenie. Nawet jeśli do owego uduszenia nie doszłoby, to atmosfera ziemska i tak miała ulec takim zmianom, że wśród ludzi zapanowałoby "silne podniecenie". Ludzkość zginęłaby więc "w szale radości i szczęścia". Była oczywiście trzecia możliwość, mianowicie że atmosfera ziemska oprze się działaniu ogona komety i nic złego się nie stanie.
Na szczęście dla ludzkości, Opatrzność czuwała nad Ziemią i jej mieszkańcami.
Esencye pokoiki dla pupek i buty na wysyłkę
Wysyp frapujących ogłoszeń i reklam to ostatnia strona "Nowin Raciborskich" z 18 grudnia 1909 roku. Pałac obuwia "Hansa" (tel. 332!) oferował "polecenia godne i korzystne podarki gwiazdkowe w nadzwyczaj nizkich cenach". Za parę damskich trzewików do sznurowania z ciepłą podszewką z gwoździami liczono 5,25 mk. Ich męski odpowiednik, z dodatkiem skóry, kosztował już 7,9 mk. Co ciekawe, sklep prowadził sprzedaż wysyłkową. Otwarty był również na zwrot towaru po świętach, gdyby prezent okazał się nietrafiony.
W trafice Fritza Haukego (naprzeciwko dworca kolejowego), oprócz papierosów i tabaki do żucia można było kupić pudełko cygar (100 sztuk) za jedyne 2,80 mk. Natomiast sklep Maxa Weissbarta (róg Rynku i ul. Panieńskiej, tel. 291) był dobrym miejscem do zaopatrzenia się w zabawki - pokoiki dla pupek (...), klocki do budowania (...), hełmy, pałasze i flinty.
Wonne mydła, perfumy, esencye do wyrobu rumu, koniaku i likierów można było nabyć "na dzieciątko" w Drogeryi św. Jana na Wielkim Przedmieściu. - Proszę zobaczyć sobie moje okno wystawowe - zachęcał właściciel sklepu, L. Grygiewicz.
Jak widać, komercjalizacja Świąt Bożego Narodzenia zaczęła się o wiele wcześniej niż zazwyczaj jest przyjmowane. I wcale nie przyszła do nas z Ameryki, ale była na miejscu już ponad wiek temu, a pewnie i wcześniej. Bo dobry rzemieślnik i zmyślny kupiec jak świat światem, wykorzysta każdą okazję aby sprzedać swoje towary. Oczywiście po okazyjnych, zadziwiająco niskich cenach!
Wojtek Żołneczko
fot. zdjęcie poglądowe, Spooner & Wells/digitalcollections.detroitpubliclibrary.org