Służąca wrzuciła dziecko do pieca, bo bała się utraty pracy [100 lat temu w Nowinach]
Na świecie szalała wojna, żywności było coraz mniej, obyczaje upadały. O tym wszystkim pisała dokładnie sto lat temu redakcja "Nowin Raciborskich". Dowody? Proces lichwiarza, który dorabiał się na ludzkim głodzie oraz śledztwo komisarza Głombika w sprawie zniknięcia noworodka w Paruszowcu.
100 lat temu świat ogarnięty był straszliwą wojną. Większą część numeru "Nowin Raciborskich" z 29 stycznia 1917 roku zajmują więc wieści dotyczące tego konfliktu - frontowe, dyplomatyczne, gospodarcze. Na pierwszej stronie gazety omawiane jest orędzie prezydenta USA Thomasa Woodrowa Wilsona, który proponował "pokój bez zwycięstwa" oraz zaprowadzenie nowego porządku światowego, opartego na prawie narodów - w tym Polaków - do samostanowienia. Do orędzia prezydenta USA niechętnie odniosły się walczące ze sobą potęgi europejskie.
Brak żywności i walki na froncie
Słabe zbiory ziemniaków i zbóż oraz problemy z transportem płodów rolnych - tak tłumaczono w ówczesnych Niemczech coraz dotkliwsze braki w zaopatrzeniu. Decyzją władz, do wypieku chleba miano wykorzystywać również mąkę jęczmienną, a gdy jej też zabraknie - śrut zbożowy.
Wieści z kwatery głównej wojsk niemieckich dotyczył sukcesów na froncie wschodnim, a także zachodnim w rejonie rzeki Mozy, gdzie pułkom westfalskim i badeńskim udało się zdobyć "wzgórze 304". - W walce ręcznej poniósł nieprzyjaciel krwawe straty i pozostawił w naszych rękach okrągło 500 jeńców, przytem 12 oficerów i 10 karabinów maszynowych. W nocy ruszyli Francuzi do kontrataku, którzy nie powiódł się - czytamy w cytowanym przez "Nowiny Raciborskie" komunikacie dowództwa wojsk Rzeszy.
Grzywna dla lichwiarza
Ponadto w "Nowinach Raciborskich" z 29 stycznia 1917 można było przeczytać o karze, jaką raciborski sąd wymierzył młynarzowi Lorenzowi z Ząbczyc. Mężczyzna miał zapłacić 7200 marek grzywny za lichwiarski zdaniem sądu proceder, którego się dopuszczał. Otóż skupował on jęczmień płacąc 23 marki za centnar (około 50 kg), a następnie przerobiwszy go na kaszę, sprzedawał po 80 marek za centnar. W obliczu kryzysu gospodarczego takie zachowanie nie mogło być tolerowane, stąd surowa kara dla przedsiębiorczego młynarza.
Odcięte nogi konduktorki
Do makabrycznego wypadku doszło w owym czasie na dworcu kolejowym w Czernicy (powiat rybnicki), gdzie "pośliznęła się pewna konduktorka i wpadła na sąsiedni tor pod koła przejeżdżającego pociągu". - Kola odcięły nieszczęśliwej obie nogi powyżej kolan - czytamy w gazecie sprzed 100 lat.
Dzięki udzieleniu natychmiastowej pomocy, kobieta przeżyła wypadek i trafiła do szpitala.
Zabiła własne dziecko
Do zbrodni doszło w Paruszowcu (dziś dzielnica Rybnika), gdzie służąca nazwiskiem Orszulik urodziła dziecko. - Wypadek ten zataiła jednak przed swą służbodawczynią, która powiadomiła o zajściu policję - pisały "Nowiny Raciborskie" w wydaniu z 29 stycznia 1917 roku.
Sprawą zajął się komisarz Głombik z policji. Służąca utrzymywała, że nic nie wiedziała o dziecku "a do pieca wrzuciła pęcherz z krwią". Policjant nie dał wiary tym wyjaśnieniom. Ostatecznie służąca przyznała się, że do rozpalonego pieca wrzuciła żywe dziecko. Kobietę aresztowano i osadzono w więzieniu.
Gospodarka przygnieciona wojennym buciorem
O pogarszającej się sytuacji gospodarczej, co było skutkiem przedłużającej się wojny, świadczy m.in. wyraźny spadek liczby reklam w "Nowinach Raciborskich". Przed 1914 rokiem w gazecie ogłaszali się właściciele sklepów kolonialnych, w których można było zakupić towary z całego świata. Rzemieślnicy polecali swoje znakomite wyroby. Świetne interesy robili handlarze maszyn rolniczych oraz nawozów.
Tymczasem zimą 1917 roku w "Nowinach Raciborskich" ogłaszały się przede wszystkim banki, chętne "przyjąć" oszczędności na procent oraz oferujące sprzedaż akcji.
L Gryglewicz z drogerii św. Jana na Wielkim Przedmieściu 12 nie oferował już drogich perfum, ale... środki do zatruwania myszy. - Proszę przynieść do zatrucia do mnie pszenicę lub mąkę - zachęcał potencjalnych klientów, którym gryzonie przejadały zimowe zapasy.
Z kolei Hugo Tabauer, właściciel składu papieru przy ul. Odrzańskiej 14 w Raciborzu, polecał papier listowy, pudełka oraz "dla wojaków polne karty pocztowe z adresem tam i z powrotem".
Dziękujmy Bogu, że dziś nie musimy kupować "polnych kart pocztowych dla żołnierzy", wczytywać się w wieści z pola walki i zastanawiać się, co jutro włożyć do garnka.
Wojtek Żołneczko
fot. zdjęcie poglądowe, backinmytime.blogspot.com/Inside the Victorian Home, Judith Flanders, 2003