„Mój” kościół w Studziennej
Kościół w Studziennej ma w tym roku 110 lat, choć właściwie tylko jego prawa część, bo nawa poprzeczna została dobudowana w latach 1933–35. Z kościołem tym jestem związany od prawie 50 lat! - pisze ksiądz Jan Szywalski.
„Teraz na nas kolej” – upominali się mieszkańcy Studziennej. Po wielu negocjacjach zgodzono się wreszcie na budowę, ale „kaplicy, nie kościoła!” i ze wskazaniem, że Studzienna sama musi ponieść koszty budowy, bez poparcia macierzystej parafii. „Zasady tej mocno się trzymano: nie było żadnej kolekty na cel budowy kaplicy w Studziennej, a gdy odstąpiono niektóre sprzęty ze starego kościoła św. Mikołaja: ołtarze, balaski i ławki – w dużej mierze przeżarte przez korniki – musiała Studzienna za to zapłacić” – wspomina gorzko kronikarz. Przytaczam te zapisy, by pokazać, jak bardzo wtedy ludziom zależało, by mieć swój dom Boży.
Projekt wykonał architekt Schneider, specjalista neogotyku, ten sam, który budował kościół starowiejski. W Studziennej powstał komitet budowy kaplicy, który energicznie zabrał się do realizacji planu. Pierwotnie planowano budowę w środku miejscowości, ale miejsca było za mało. Grunt pod budowę kaplicy i cmentarza dał rolnik Walenty Franiczek.
Kamień węgielny położono 24 czerwca 1906 r., a w niecały rok później 12 maja 1907 r. odbyło się uroczyste poświęcenie. Ponieważ była to tylko kaplica, dokonał tego ks. dziekan Wilhelm Pfleger, proboszcz z Ostroga. Duszpasterstwo nadal sprawowali duchowni starowiejscy.
Ambicje mieszkańców Studziennej były jednak większe: chcieli mieć swojego proboszcza i stanowić osobną parafię. Przy kościele św. Mikołaja wikarym był wtedy m. in. ks. Franciszek Melzer. Przyjeżdżał do Studziennej nie tylko na niedziele, ale też do dzieci na „katechizm”. Tu trzeba wyjaśnić, że religię miały dzieci w szkole, ale przed pierwszą Komunią św. dodatkowo chodziły na katechizm do kościoła. Niemała to była gromada, bo jeden rocznik liczył wtedy ok. 60 dzieci. Taka grupa co tydzień odbywała daleką wędrówkę na Starą Wieś. Doceniano więc gest ks. Melzera i zaczęto go namawiać, by został ich proboszczem. Ale to zależało od biskupa wrocławskiego, ten zaś zawsze chciał mieć gwarancję, że parafia utrzyma duszpasterza. Posypały się różne fundacje. W maju 1918 r. wprowadzono uroczyście ks. Franciszka Melzera jako duszpasterza. Był tu proboszczem 54 lata!
Rozbudowa kościoła
Ks. Melzer od razu widział, że „kaplica” jest za mała. Liczba mieszkańców dochodziła do 2.000. Powojenna inflacja uniemożliwiała jednak wszelkie inwestycje. Wreszcie w r. 1933 zapadła decyzja o rozbudowie. Pomoc obiecał ks. Carl Ulitzka, proboszcz starowiejski, a także poseł do Reichstagu, który miał dostęp do tzw. Osthilfy. Niestety, zanim doszło do tego, Hitler rozwiązał Reichstag i partię Zentrum. „Nie otrzymałem ani feniga!” – żali się w kronice ks. Melzer.